85 lat temu, w nocy z 9 na 10 lutego 1940 r. rozpoczęła się pierwsza z czterech masowych wywózek Polaków na Syberię. Dziś (10 lutego) w rocznicę tych wydarzeń, Starosta Kolneński Tadeusz Klama i Wicestarosta Karol Pieloszczyk złożyli kwiaty i zapalili znicze przed pomnikiem „WYWIEZIONYM NA WSCHÓD”.

 

Uroczystości rozpoczęła o godz. 8.00 msza święta w intencji Sybiraków wywiezionych na nieludzką ziemię przez Sowietów. Nabożeństwo w kościele pw. św. Anny w Kolnie celebrował Dziekan Kolneński Ks. Tomasz Grabowski.

 

Następnie zgromadzeni udali się przed pomnik upamiętniający wywózki na Sybir, gdzie złożyli kwiaty i znicze. W uroczystości uczestniczyli m.in. rodziny sybiraków, harcerze, przedstawiciele lokalnych samorządów, szkół, urzędów i wojska.

- Musimy kultywować pamięć o tych, którzy osiemdziesiąt pięć lat temu, często całymi rodzinami trafiali do bydlęcych wagonów, którymi wiele tygodni jechali na Sybir. W nocy z 9 na 10 lutego, rosyjscy żołnierze weszli do wielu domów w Kolnie i okolicznych miejscowościach. Jako pierwsi wywożeni na nieludzką ziemię byli leśnicy, żołnierze, pracownicy kolei, urzędnicy i ich całe rodziny. Wielu nie przeżyło drogi, kolejne osoby zginęły na miejscu. Naszym obowiązkiem jest pamiętać i tę pamięć przekazywać kolejnym pokoleniom - mówił Tadeusz Klama, Starosta Kolneński.

 

Zbrodnicza decyzja o przeprowadzeniu masowych wywózek ludności polskiej z terenów II Rzeczpospolitej zagarniętych przez Sowietów została podjęta przez Biuro Polityczne partii bolszewickiej w grudniu 1939 roku. Akcję podzielono na cztery etapy.

 

Jako pierwsi deportacją zostali objęci osadnicy wojenni, którzy otrzymali ziemię na Kresach za swój chwalebny udział w wojnie 1920 roku, a także ziemianie, leśnicy i przedstawiciele administracji państwowej. Warunki pierwszej z tych wielkich wywózek były tragiczne. Panował siarczysty mróz, dochodzący do minus 40 stopni. Wywożeni na Syberię byli zrywani ze snu w środku nocy, mieli na spakowanie swojego dobytku od kilkunastu do kilkudziesięciu minut, a czasem nie pozwalano im niczego zabrać. Byli popędzani brutalnymi okrzykami funkcjonariuszy NKWD, a później przewożeni do bydlęcych wagonów. Tam panowały okropne warunki, wskutek których dochodziło do licznych zgonów w czasie trwającego kilka tygodni transportu. Zmarli byli często wyrzucani przez Sowietów z konwojów w śnieg obok torów, na pastwę dzikich zwierząt. Po dotarciu na miejsce zesłańców czekała niewolnicza praca m.in. przy wyrębie lasów i budowie linii kolejowych. Codziennie toczyli walkę o przetrwanie w sowieckich obozach, w których - poza mrozem - więźniom dawały się we znaki głód, powodowane przez robactwo choroby, a także stosujący represje sowieccy strażnicy.

 

W pierwszej wywózce na Sybir deportowano około 140 tysięcy obywateli Rzeczpospolitej. Według szacunków władz RP na emigracji, w wyniku deportacji w latach 1940-1941 do syberyjskich łagrów trafiło około miliona osób cywilnych. Dane z dokumentów sowieckich to 320 tysięcy wywiezionych.

 

Według szacunków, co trzeci deportowany nie przeżył zesłania. Niektórzy z deportowanych na wschód wydostali się z łagrów, dzięki formowanej na terenie ZSRR armii generała Władysława Andersa, po zawarciu 30 lipca 1941 roku układu Sikorski-Majski.